á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Na wstępie warto wyraźnie zaznaczyć – nie jest to powieść podobna do poprzednich z serii, skupiających się przede wszystkim na zbrodni, prezentujących jednocześnie portret psychologiczny sprawcy, by lepiej oddać kierujące nimi motywy. Wiśniewski odwraca ten schemat, samo morderstwo „barda” (w książce nie pada nazwisko Zauchy; bohater wzorowany na Goulasie nosi w powieści imię Vincent) czyniąc tylko punktem na osi czasu, wydarzeniem mającym ogromny wpływ na życie Vincenta, ale jakby przewijające się gdzieś w oddali. Wiśniewski przede wszystkim, w swoim stylu zresztą, zdecydowaną większość powieści poświęca na emocjonalne rozmyślania mężczyzny próbującego u boku nowej rodziny na nowo odnaleźć się w przybranej ojczyźnie.
Historia nie jest nam podawana chronologicznie, zatem nie ma wyraźnej linii „życie przed morderstwem – morderstwo i odsiadka – nowe życie na wolności”. Sceny z więziennej celi, w której Vin odbywa karę, przeplatają się ze wspomnieniami pierwszego przyjazdu do Polski, zetknięcia się z realiami PRL-u, czy stopniowej fascynacji krajem, w którym na jego oczach pisze się historia. Oddać trzeba Wiśniewskiemu, że spojrzenie na Polskę oczami obcokrajowca, który znalazł się w samym środku zawieruchy ustrojowej (dosłownie – Vin trafia m.in. do sopockiego Grand Hotelu, w noc internowania członków „Solidarności”) jest zabiegiem trafionym w dziesiątkę.
Można zaryzykować stwierdzenie, że głównymi bohaterami powieści są emocje. To jednocześnie jej mocny i słaby punkt. O ile jeszcze relację Vincenta z żoną i chorobliwa zazdrość połączona z szacunkiem do barda, mającego w Polsce status wielkiej gwiazdy, śledziłem zaciekawieniem, o tyle upór Wiśniewskiego do sentymentalnego rozwodzenia się nad przeżyciami i historiami postaci niemających większego znaczenia dla fabuły, może odrzucać czytelników nieprzyzwyczajonych do stylu autora. Podobnie sprawa ma się z dialogami, które przez nadmierną sentymentalność tracą realistyczną otoczkę, stając się wręcz monologami rodem z „Samotności w sieci”.
Janusz Leon Wiśniewski to pisarz charakterystyczny, który szkielet fabuły zawsze obudowuje grubą warstwą refleksji, wewnętrznych przeżyć i sentymentów. Choć stylistycznie „I odpuść nam nasze…” odstaje od klimatu serii NA F/AKTACH, pomijając, moim zdaniem, niepotrzebne miejscami wątki poboczne, sam wątek zabójstwa Zauchy i Leśniak, jego motywów i próby powrotu zabójcy do normalności, uważam za bardzo interesujący (szczególnie, że Wiśniewski osobiście rozmawiał z Goulaisem podczas pracy nad książką) i choćby z tego powodu udanie wpisuje się w konwencję wydawnictwa.