á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Poznajemy Ursulę Todd, która rodzi się zimą 1910 roku i zaraz umiera. I znowu mamy 1910 rok i znowu szaleje zima i znowu na świat przychodzi dziewczynka i... przeżywa. (...) Do pierwszej dziecięcej zabawy, gdy wychodzi na dach i po oblodzonej blasze .... I znowu jest rok 1910 i znowu rodzi się dziecko i nie wspina się na dach, bo ktoś je woła na dół, lecz kilka miesięcy później bawiąc się z szaloną siostrą tonie... I znowu mam 1910 rok i na świat przychodzi dziewczynka i gdy kilka lat potem bawi się z siostrą, z wody ratuje je malarz, który obserwując bawiące się dzieci zauważa jak te się topią. I tak do następnej tragedii, gdy to znowu wracamy do początków... Każdy rozdział to nowe życie Urszuli, nowa jego wersja, nowa kobiecość i nowe patrzenie. Jako dorosła "zasmakowuje" poniżenia alkoholizmem, wychodzi za mąż i... staje się ofiarą przemocy domowej. Innym razem trafia na wojnę, poznaję Evę, kochankę samego Hitlera. Staje się kolaborantką, jest nawet donosicielką... Wszelkie wersje życia mamy podane jak na tacy. Lecz czytając tą powieść, gdy już dobrnęłam do 200-setnej strony nagle poczułam wszechogarniające znużenie. autorka snując fabułę zachowuje się jak duże dziecko siedzące przed puzzlami, które układa raz tak, a raz tak. Dla zabawy. I do tego te opisy dużego grona rodzeństwa, ich kolorowe historie i rodzice, którzy raz są czuli, raz nijacy, raz kochający, by w następnym rozdziale odtrącać dzieci bełkotliwymi słowami.... Taki misz-masz wszystkiego co tylko przyszło do głowy autorce. I oczywiście nie zabrakło tematu wojny, bo tragizm musi być, i bicia kobiety przez mężczyznę... Jak dla mnie "Wszystkie jej życia" wymagają sporej korekty - wycięcia nudnych opisów, większego zgłębienia w psychikę samej Ursuli, większego skupienia na niej samej, a nie na pobocznych postaciach służących za tło buzujące od feerii barw.
A szkoda, bo początek zapowiadał się ciekawie ale potem... nudno. I ta wybujała wyobraźnia Atkinson, która w pewnym momencie już mnie męczyła.